Zawsze lubiłem bajki czy historie z happy endem. To, co opisuje Dobry Doktor jest, właśnie taką historią. Bywało, że zazdrościłem tym wszystkim, którym się udawało. Tylko mi -zawsze- wiatr wiał w oczy i przy okazji sypał piachem. Innym się udaje a mi nie! Z niejakim zdziwieniem odkryłem niedawno, że tym nałogowym alkoholikiem byłem ja! Tak, dokładnie! Toż to o mnie historia. Chociażby tylko w tym jednym kawałku. Czyż śpiąc zimową porą na posadzce stołówki warszawskiego schroniska dla bezdomnych i walcząc o kawałek tektury pod tyłek nie byłem na dnie? Czy leżąc obsypany zajadami i wrzodami pilnując maneli innych gigantów za resztki z butelki nie byłem degeneratem? Czy chęć rzucenia się do Wisły i ostatecznego rozwiązania problemu to nie patologia w całej krasie? I to ja zamieniłem „się w człowieka pełnego wiary w siebie i pogody ducha”. Tak, napisano o mnie nie jedną piękna historię- jeszcze przed moim narodzenie. W tym doświadczaniu paradoksu można by doszukiwać się nawet zabawnych niuansów, tylko że nie jest mi do śmiechu. Koszmar, jaki był wówczas moim udziałem dotknął i wielu innych. Bardzo gorąco wierzę, że mój zeszłoroczny Trzeci Krok to potwierdzenie Przymierza, do którego Bóg mnie dopuścił obdarzając Łaską ozdrowienia.
top of page
bottom of page